wtorek, 8 września 2015

01

,,Cierpienie daje prędką dojrzałość.''
- Joseph Conrad



Mimo silnego wiatru, brązowa sowa dzielnie utrzymywała się w powietrzu. Miała cel. Cel, który był naprzeciw niej. Z ulgą wylądowała na parapecie i zastukała w szybę. Teraz tylko pozostawało jej czekać.
Odbiorcą tego listu była szatynka, która jak zwykle pogrążona była w lekturze. Na stukot w szybę od razu podniosła głowę. Na jej twarzy po raz pierwszy od wielu miesięcy zagościł uśmiech. Ledwo zauważalny, ale zawsze.
        Szatynka podeszła do okna i wpuściła sowę, która zrzuciła list nad łóżkiem adresatki i wyleciała z powrotem.
- Zobaczmy co my tu mamy. - szepnęła dziewczyna. Miała lekko zachrypnięty głos, jakby od dłuższego czasu się nie odzywała, co zresztą było prawdą.
Z każdym słowem uśmiech się powiększał aż w końcu dziewczyna zapiszczała z radości. Niczym petarda wybiegła z pokoju.
- Ginny! Harry! Ron! - krzyknęła. Osoby te znalazła w salonie. Wszyscy pochłonięci byli grą w eksplodującego durnia, jednak widząc KTO ich woła, natychmiast znaleźli się przy szatynce.
- Hermiona? Co się dzieje? 
- Mów kochana!
Hermiona usiadła w fotelu i odetchnęła głęboko.
- Dostałam list z Hogwartu. Mogę dokończyć szkołę! - pisnęła podekscytowana, na co rudowłosy chłopak przewrócił oczami.
- No i co z tego? Ja nie kończę szkoły. - prychnął i wziął do ręki gazetę.

RON WEASLEY ZDRADZA TAJEMNICE
POKONANIA VOLDEMORTA!

Poniżej znajdowało się jego zdjęcie i wywiad.
- Jak to, Ron?!
Weasley ponownie przewrócił oczami.
- Tak to, Hermiona. Mamy wszystko: sławę, pieniądze. Nie potrzebna nam szkoła!
Szatynka wpatrywała się w niego jak w kosmitę, jednak po chwili jej wzrok spoczął na chłopaku w okularach.
-  Harry?
Młodzieniec westchnął, pocierając bliznę w kształcie błyskawicy.
- Przykro mi Hermiono. 
W czekoladowych tęczówkach dziewczyny zaszkliły się łzy.
- Spokojnie,  Mionka. Będę ja, Seamus, Dean, bliźniaczki Patil i parę innych osób! - pocieszała ją rudowłosa dziewczyna.
- Tak, na pewno! - zakpiła, chowając twarz w dłoniach. Zapowiadał się cudowny rok szkolny bez łamania regulaminu.





Była noc. Księżyc w pełni oświetlał pokój szatynki, która nie spała. Siedziała skulona w rogu łóżka i chowała twarz w swoje kruche dłonie.
-  Mamo, tato.. Gdzie wy jesteście? - jęknęła, wycierając wierzchem dłoni spływającą po policzku łzę.
Nie mogła zasnąć. Powoli przyzwyczajała się do bezsennych nocy. Przez pewien czas brała Eliksir Słodkiego Snu, ale potem pani Weasley stanowczo zabroniła jego spożywania. Stwierdziła, że Hermiona się od niego uzależniła. Ale jak mogła zasnąć bez niego, skoro inaczej co noc śnił jej się ten sam koszmar?
       Czarnoksiężnik o białej, płaskiej twarzy bez nosa szedł prosto przed siebie. W końcu zatrzymał się przed parą drzwi, zza których dochodziły jęki rozpaczy. Jednym ruchem dłoni otworzył je i wszedł do środka. Oni tam byli. Leżeli na kamiennej podłodze, cali we krwi. Oczy jej matki były załzawione.

niedziela, 26 lipca 2015

Prolog

Widział ją. Stała wraz z Weasley'em celując różdżką w Voldemorta. Na jej twarzy widniało niedowierzanie. Harry Potter leżał u stóp Czarnego Pana... martwy.
Panna-Ja-Wiem-Wszystko załkała cicho w ramie Weasley'a. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. Tak samo jak i na mojej. Potter umarł? Jak to możliwe? Mimo, że byłem śmierciożercą chciałem, aby Bliznowaty zwyciężył. Miałem dość Voldemorta. Chciałem, aby zdechł jak pies.
Hermiona musiała na prawdę wiele przeżywać. Jej wzrok wędrował od ciała Harry'ego do śmiejącej się Bellatrix i z powrotem. Ja sam patrzyłem się na ciotkę, która chichrała pod nosem. Głupia kobieta.
- NIE! - krzyknęła Hermiona widząc jak Bellatrix wyciąga różdżkę i celuje w martwe ciało Potter'a.
Ja sam zrobiłem to samo co ciotka, tyle, że różdżka skierowana była na nią...
Nie widziała mnie. Tak samo jak nie widziała mnie Hermiona. Nie chciałem być tchórzem. Nie po tym co dla mnie zrobiła.. A zrobiła wiele.
Poświęciła się dla mnie...